sobota, 4 maja 2013

Epilog.

Z perpektywy Michała.

Cichy płacz kobiety budzi mnie. Spoglądam na nią z czułością, z nabożną czcią, po czym przytulam szepcząc:
- To tylko sen, jestem z tobą. Jestem z tobą już na zawsze, nie bój się. 
Delikatnie całuję jej czoło wpatrując się w błękitne tęczówki. Tęczówki, które pokochałem mając siedemnaście lat i które kocham dochodząc trzydziestki. Które będę kochał zawsze. Kobieta, która płacze obok mnie to moja żona. Matka moich dzieci. Wszystko zaczęło się przypadkiem gdy ja - zakompleksiony nastolatek i początkujący siatkarz, spotkałem na wakacjach nad morzem uroczą studentkę prawa. Piękna i inteligentna dziewczyna dziewczyna nie wykazywała zbytniego zainteresowania moją osobą. Do czasu. Wszystko zmieniło się gdy miałem dwadzieścia lat. W czasie jednego z meczy dostrzegłem młodą panią prawnik na trybunach. I już wszystko potoczyło się dobrze. Od ośmiu lat jesteśmy małżeństwem, od sześciu rodzicami Hani, od dwóch Grzesia. Gdyby nie te sny...
(...)

Z perspektywy Lulu.

- Pani Luiza Winiarska. - słyszę głos pani psycholog, więc podnoszę się i wchodzę do gabinetu. Kobieta uśmiecha się, wita mnie mnie i pyta w jakiej sprawie do niej przychodzę. Zaczynam swoją opowieść:
- Mam prawie trzydzieści siedem lat i jestem bardzo szczęśliwa. Niestety od trzech miesięcy nawiedzają mnie bardzo dziwne sny. Rozumie pani, te sny są ze sobą powiązane i przedstawiają moje życie z innej perspektywy. Pokazują co mogłoby się stać, gdybym przespała się ze swoim pierwszym chłopakiem. 
Zaintrygowana psycholożka milczy by po chwili prosić mnie o kontynuowanie opowieści. Opowiadam jej każdy sen, zachowując jak najdokładniejsze szczegóły. Wszystko rysuje się w mojej pamięci zupełnie czysto, niczego nie zapominam. Gdy dochodzę do końca opowieści kobieta spogląda na mnie ze zdziwieniem. Po chwili ciszy w końcu odzywa się:
- Myślę, że te sny już się nie powtórzą. Na wszelki wypadek przepiszę pani tabletki...
Kobieta mówi jeszcze przez kilka minut jakiejś bzdury, ale ja jej nie słucham. W mojej głowie odbija się tylko to co powiedziała na początku. To już koniec. Lulu Zalewska umarła dzisiejszej nocy. Jest tylko Lulu Winiarska - szczęśliwa matka i żona, która dzisiejszej nocy pozbyła się koszmarów, która dzisiejszej nocy zalewała się łzami, ale jutro zaśnie spokojnie. Uśmiechnęłam się pod nosem. Jestem cholernie szczęśliwa!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 
Dzisiejszej nocy (a raczej wieczoru) kończy się nasza historia ;) Dziękuję Wam wszystkim. Wybaczcie potworny poślizg. Mam nadzieję, że odrobinę Was zaskoczyłam rezygnując z obu pierwotnych pomysłów (a raczej łącząc je ze sobą): śmierci Lulu i ślubu z Michałem. Dziękuję za 8 tys wyświetleń i miłe komentarze, ale proszę też wszystkich czytelników o ostateczną, rzetelną ocenę bloga.
Do zobaczenia wkrótce tutaj: http://nauczmnie.blogspot.com/ 

Wasza
J. 
 

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Rozdział 13




"Jesteśmy śmiertelni tam, gdzie brak nam miłości; nieśmiertelni tam – gdzie kochamy."
~ Karl Jaspers



Z perspektywy Michała.

Gdy widzę tych ludzi chce mi się płakać jeszcze bardziej. Nie robię tego. Uspokajam się i kiwnięciem głowy witam najbliższych Luizy. Zastanawia mnie fakt, że Możdżonkowie są posiadaczami dwóch wózków. Czyżby sytuacja w ich małżeństwie poprawiła się? Wszystko zmienia się gdy istota znajdująca się w jednym wózku zaczyna płakać. Marcin chce ją wydobyć z gondoli, patrzy na nią z czułością, jednakże Natalia pośpiesznie chwyta dziecko i przytula je do siebie. Jest maleńkie, nie ma więcej niż dwa miesiące. Spoglądam na figurę kobiety, poszukując śladu ciąży, lecz nie mogę znaleźć ani jednego zaokrąglenia. Wszystko wyjaśnia się, gdy Natalia siada obok mnie, uspokajając dziecko. Spoglądam na nie i uświadamiam sobie, że chłopczyk bardzo przypomina kobietę, która teraz za ścianą walczy o życie, o życie którego chce, choć sama nie zdaje sobie z tego sprawy. Kobietę, którą kocham. Wszystko układa się w całość, gdy spoglądam na spokojne oczy mężczyzny, który był moim przyjacielem. Coś we mnie pęka. Opuszczam korytarz, kierując się na dwór.
Siadam na krawężniku, łapiąc szybkie oddechy. Płaczę. W miłości nie ma twardzieli, supermanów i gladiatorów. W miłości są tylko słabi mężczyźni opętani uczuciem i egoistycznym uwielbieniem dla swojej wybranki. Mężczyźni, którzy popełniają błędy, ale mimo to są gotowi zrobić wszystko w imię miłości. Obok mnie siada Ktoś, proponuje fajki. Zapalam, mimo że nienawidzę tego paskudztwa. Wypalam jedną. Cholernie się duszę, ale mimo to biorę się za kolejną. Trzecią kończę bez problemu z oddychaniem.
- Kochasz ją? - pyta Ktoś.
- Nie powiem tego.
- Dlaczego?
- Bo słowa to za mało.
Nie spoglądam na Ktosia. Wypalam jeszcze dwa papierosy i powoli rozdeptuje niedopałki na asfalcie.
- Byłem głupi. - mówi Ktoś.
- Dlaczego?
- Bo myślałem, że nikt nie kocha jej tak jak ja. Myliłem się.
Podnoszę wzrok. Ktoś okazuje się dziwnie znajomy. Ma szare oczy, krótko i starannie przystrzyżone włosy i brodę i dwieście dwanaście centymetrów wzrostu. Patrzy na mnie z troską, godną przyjaciela. Pewnie też żałuje, że nasza przyjaźń nie może już trwać. Za bardzo ją kochamy. 
(...)
Trudno uwierzyć, że ratują ją tak długo. Trudno uwierzyć, że stukot obcasów pielęgniarek przebiegających korytarzem jest czymś normalnym. Trudno uwierzyć, że można żyć dalej. Ale można. Ktoś musi umrzeć, żeby kto inny mógł żyć, ale ja modlę się, żeby to nie Luiza była tą która musi umrzeć. Modlę się o jeszcze jedną szansę. Modlę się by móc odzyskać największe skarby świata. Gdy na korytarzu pojawia się lekarz, nie podbiegam do niego. Spokojnie czekam, aż podejdzie, nie denerwuję się tak jak Natalia, czy Marcin. Spoglądam ze stoickim spokojem na lekarza czekając na wyrok. Wyrok, który będzie przełomem mojego życia, niezależnie od tego jak zabrzmi. Sekundy mijają jak lata. W końcu lekarz ze stoickim spokojem mówi:

- Stał pani Luizy był bardzo ciężki...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wybaczcie, ze krótki, ale z czasem to ciężko ;p Wiem, jestem potworem, że trzymam Was w tej cholernej niepewności, ale myślę, że najlepiej gdy wszystko okazuje się w epilogu :)
Trzymajta kciuki, od jutra egzaminy! A zaraz po egzaminach (albo w trakcie) dodany zostanie epilog.

Nie mogę już dłużej pisać o Lulu. Wybaczcie mi i proszę zrozumcie, że mój stan mi na to nie pozwala. Jako, że ta historia dobiega końca, zapraszam Was na http://nauczmnie.blogspot.com  - mojego nowego bloga, którego bohaterami będą Michał Kubiak i Jerzy Janowicz. Jeśli chcecie otrzymać informacje o prologu proszę o zapisanie się w zakładce "Subskrypcja", a jeśli ktoś ma ochotę, to wyłączcie muzykę i otwórzcie okienku You Tube. Czeka na Was mała wariacja na temat tej historii ;)

sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział 12



"- A czym byliby ludzie bez miłości?
- Ginącym gatunkiem. - odparł Śmierć."
~ Terry Pratchett

 Z perspektywy Natalii.

- Gdzie idziesz? - zapytałam Marcina.
- Odchodzę. Zostawiłem Ci na koncie dwadzieścia tysięcy, w pokoju masz list w którym wszystko wyjaśniam. - powiedział spokojnie, targając za sobą dwie wielkie walizy.
Spojrzałam na Marcina z przerażeniem i wykrzyknęłam:
- Ale jak to? Dlaczego? Gdzie?
-  Jadę nad morze. Odpocznę jeden sezon, a potem znajdę klub.
- Marcin, cholera jasna, mamy dziecko! - wrzeszczałam, tłukąc go po klatce piersiowej.
Chwycił mnie i przycisnął do siebie, po czym pocałował mnie. Ten pocałunek był pusty, zarówno z mojej strony, jak i z jego. Odsunął mnie i zaczął spokojnie:
- Nie kochasz mnie i ja cię nie kocham. Zdajesz sobie sprawę, że nasz związek to droga przez mękę. Na dodatek ja kocham kobietę, która nigdy mnie nie pokocha.
Po chwili na jego twarzy pojawiło się szaleństwo i wrzasnął:
 - Kocham Luizę!
Miał rację. Nie kochałam go. Wyszłam za niego ze strachu przed pozostaniem samotną matką. Zdradzałam go z różnymi facetami, których tożsamości nie chciałam znać. I miałam wyrzuty sumienia. Myślałam, że on mnie kocha, myślałam, że go krzywdzę. A on kochał moją matkę.
- Dlaczego milczysz? - spytał spokojnie, po czym znowu wrzasnął - Nic nie rozumiesz? Franek jest mój! Zdradziłem cię kilkadziesiąt, a nawet więcej razy z twoją cholerną matką, a ona sprzedała mi kosza!
Zatkało mnie. Mój brat jest synem mojego męża. To niewiarygodne, ale bardziej niewiarygodne było to, że twardziel, którego znałam popłakał się na moich oczach. Mimo dziwnego uczucia zdezorientowania, przytuliłam go, bo wiedziałam, że on potrzebuje wsparcia. Nie miałam do niego żalu. Ani do mamy.
- Jedź. Wszystko będzie dobrze.
- Nie będzie. Ona mnie nie chciała, a ja wykorzystałem jej chorobę i chęć zemsty na Andrzeju do zdobycia jej. A teraz się wycofała.
- Jaką chorobę? -zapytałam coraz bardziej przerażona.
- Nic nie wiesz? Nie wiesz dlaczego Luiza zniknęła na kilka miesięcy?
- Nie.
- Ona... ma zaburzenia psychiczne, z którymi sobie nie radzi. Siedziała w jakimś zakładzie, dobrowolnie poddała się leczeniu.
- Co?! - wrzasnęłam przerażona
- To co słyszysz. - wyszeptał spokojnie.
Spojrzałam na niego czując dziwny ból. Mimo braku miłości w naszym małżeństwie czułam sympatię do Marcina, kochałam naszą córeczkę, braciszka i matkę. Myślałam, że to ja jestem tą złą - tą cholerną suką, która niszczy wizję szczęśliwej bajki. Nagle okazało się, że nikt nie grał fair. Bo nasze życie to nie bajka, tylko horror czy dramat, w którym nie ma happy endu. Bo nasze życie to po prostu życie. Przytuliłam Marcina.
- Idź. -szepnęłam mu w ucho, delikatnie głaszcząc go po miłej w dotyku brodzie.
- Przepraszam.
- To ja przepraszam.
Pospiesznie opuścił mieszkanie, a ja wpatrywałam się w zatrzaśnięte przez niego drzwi, uświadamiając sobie, że nic nie będzie tak jak dawniej. Poszłam do pokoju. Na stole leżała koperta. Nie otworzyłam jej. Wyjaśnił mi wszystko, co powinnam wiedzieć.

Z perspektywy Michała.

Cichy szept ukochanej kobiety:
- Przyjedź, Michał, błagam.
Najbardziej bolesne uczucie świata: gdy kobieta, którą kocham ponad wszystko mówi: "Nie". Najlepsze? Gdy ta sama kobieta dzwoni z prośbą, żebym przyjechał. Mimo, że milczała i, że ja milczałem. A ona dzwoni. Nie wiem jak to się dzieje, ale wsiadam do auta. Dziewięćdziesiąt sześć kilometrów to nie mało, ale myślę, że w moim tempie godzina wystarczy. Liczę na to, że tyle zaczeka. Kolejne minuty mijają, a ja już nie mogę doczekać się spotkania z nią. I wtedy atmosferę szczęścia zakłóca korek na wjazdówce do Kędzierzyna. Prawie trafiłem. W Kędzierzynie znalazłem się po godzinie i kwadransie. Pech. Czekam dwadzieścia minut, później zjeżdżam autem na pobocze. Zostawiam je i idę na piechotę. Do jej domu jest spory kawałek. Nie mogę tyle czekać. Powoli idę ulicami Kędzierzyna rozkoszując się tym, że zaraz ujrzę moją Luizę.
(...)
Jednak jest boleśniejsze uczucie niż to, że ona mówi "Nie". Boli bardziej, gdy szepcze przez słuchawkę telefoniczną:

- Do widzenia. Kocham cię. Mimo wszystko.
Nie panuję nad stopami. Morderczy bieg, tylko po to, by wyrwać ją z ramion śmierci, by samolubnie zmienić przeznaczenie, bo kim ja jestem bez Luizy Zalewskiej?
(...)

Cholerne oczekiwanie na karetkę, gdy trzymam w rękach jedyną istotę, która dzieli mnie od śmierci. Cholerny ból, gdy nie pomaga prowizoryczne płukanie żołądka, ani masaż serca. Powoli wdychane powietrze daje jej sekundy, które mają podtrzymać ją, dopóki karetka nie przybędzie. Robię wszystko by ją uratować, wszystko by odzyskać to co jest dla mnie wszystkim. A może już było. 
(...)
Karetka przyjeżdża. Nie mogę jechać z nią, nie pozwalają mi. Znajduję w jej telefonie numer do córki i zawiadamiam ją. Zamawiam taksówkę i po chwili już jestem w drodze do szpitala.

Z perspektywy Marcina.
 Mimowolnie odebrałam telefon i usłyszałem szept:
- Wiem, że odszedłeś, ale musisz mi pomóc. Mama jest w szpitalu, proszę wróć i zawieź mnie tam. Nie dam rady z dwójką dzieci, w ogóle nie dam rady tam sama iść.
Mówiła spokojnie, lecz po chwili rozpłakała się. Uspokoiłem ją i obiecałem, że zaraz wrócę. Natychmiast zawróciłem samochód i pognałem z powrotem do Kędzierzyna. Luiza w szpitalu. Natalia w rozsypce. Nie wiedziałem co robić. Po dwudziestu minutach ja i moja żona wjeżdżaliśmy z dwoma wózkami do budynku szpitalnego. W windzie objąłem Natalię, a ona spojrzała na mnie z przerażeniem w oczach. Wyszliśmy na korytarz. Na jednym z krzeseł siedział mężczyzna. Słyszałem jego płacz. Mężczyzna podniósł wzrok. Świat wali mi się na głowę. Myślałem, że Michał Winiarski nigdy nie płacze.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przeczytałyście właśnie przedostatni odcinek, trzynasty jest do połowy napisany, więc pozostaje mi tylko epilog i koniec ;) Wybaczcie zmianę czasu w przypadku Michała, ale tu czas teraźniejszy jest potrzebny. Dlaczego? Bo w scenach Michała wszystko dzieje się szybko, na bieżąco. Ostatni odcinek będzie w całości z perspektywy Winiara (więc się nim nacieszycie), a co do epilogu nic nie powiem, oprócz tego, że będzie zaskakujący. 

Dzięki za ponad sto komentarzy oraz sześć i pół tysiąca wyświetleń. Jesteście wspaniałe! Pozdrawiam ;)

środa, 3 kwietnia 2013

Rozdział 11



"Bo jak – w świecie, gdzie wszyscy starają się przeżyć za wszelką cenę – osądzać, tych, którzy decydują się na śmierć?  
~Paulo Coelho

31.09.2013

Pierwszy raz od jej pogrzebu czyli pierwszy raz od ponad pół roku zdecydowałam się tu przyjść. Wcześniej nie potrafiłam patrzeć na to co zrobiłam, na to do czego doprowadziło to co działo się w ciągu ostatnich miesięcy. Łzy spływały po moich policzkach, mieszając się z wielkimi kroplami deszczu. Szłam po cmentarnych alejkach, pchając wózek Franka i nie przejmując się, tym że byłam cała mokra. Nie mogłam znaleźć jej grobu. Zdecydowanie byłam wyrodną matką. 
(...) 
 Wieńce na jej grobie, kilka zniczy, drobne podarunki od przyjaciół z jej imieniem i głupimi frazami typu: "Pamiętamy", "Na zawsze w naszych sercach". Bo to nie prawda. Zapomną. Tylko ja nie zapomnę, przeze mnie nie ma jej już na tym świecie. Moje szczeniackie zachowanie doprowadziło ją do grobu. Położyłam na jej grobie maleńki bukiecik fiołków. Tak bardzo je lubiła.
(...)

Pojechałam do Natalii. Nadal nie zorientowała się, że Franek jest dzieckiem Marcina. Miałam nadzieję, że nigdy się nie dowie o tym jak jej matka skurwiła się z jej własnym mężem, że będzie szczęśliwa żyła, przez całe życie wierząc, że kobieta która dała jej życie była zwyczajnym, kochającym człowiekiem. Zostawiłam u niej Franka. Lepiej, żeby nie widział matki w takim stanie. Skłamałam, że wyjeżdżam na weekend i szybko wyszłam, zanim Marcin zdążył zostać ze mną sam na sam.
(...)  

Znów w uszach brzęczał mi niemiłosiernie dzwonek od telefonu. Podniosłam się z kanapy, spoglądam na wyświetlacz i znów to samo. Marcin. Po raz pierwszy od kilku tygodni nacisnęłam zieloną słuchawkę (a także pierwszy raz od naszego ostatniego spotkania) i wdałam się z nim w rozmowę. Jego głos już na mnie nie działał, to co było między nami umarło wraz z moją córką, a ja przez kolejne miesiące wmawiałam sobie, że jestem od niego uzależniona. Nie prawda. Wymyśliłam to, by usprawiedliwiać swoje głupie zachowanie.
 - Luiza, wytłumacz mi do jasnej cholery dlaczego tak się zachowujesz? - wysapał zdenerwowany

- Wybacz Marcin, to było głupie. Nie dzwoń do mnie więcej.- szeptałam spokojnie, bez cienia nerwów i nie
Odłożyłam telefon, nie czekając na odpowiedź. Już nigdy więcej nie będę na nią czekać. Już nigdy więcej nie powiem mu, że go kocham. Już nigdy więcej nie będę kłamać.
(...)
Kolejne sygnały, bałam się, że włączy się poczta głosowa, tak jak każdego dnia, przez ostatnie siedem miesięcy. A jednak nie. Trudno mi uwierzyć, że coś się zmieniło. Słyszałam jego miękki głos wypowiadający jakieś nic nieznaczące "Halo", "Co się stało?". Nie słuchałam tego co do mnie mówi, przez łzy szepcząc jedynie: - Przyjedź, Michał, błagam.
Rozłączyłam się padając na łóżko.

(...)
Minął kwadrans. Wyjęłam z szuflady album, a z niego cztery zdjęcia: zdjęcie moje i Franka, zdjęcie bliźniaczek, zdjęcie Marcina i Natalii, a także zdjęcie z Michałem. Chwyciłam długopis i z tyłu każdego zdjęcia napisałam krótką wiadomość. Wsadziłam zdjęcia w koperty i podpisałam odpowiednimi imionami.
(...)

Pół godziny. Odrobinę ogarnęłam mieszkanie, poodkurzałam, umyłam podłogę na korytarzu.
(...)
Godzina. Założyłam szpilki, białą, sięgającą do kolan sukienkę, uczesałam się i umalowałam. W najważniejszym momencie życia powinno wyglądać się przyzwoicie.
(...) 
Dwie godziny. Nie wierzyłam, że samochód Michała utknął w korkach. Po prostu mnie zostawił. Zostawił mnie w momencie, gdy najbardziej go potrzebowałam. Czyli jednak mnie nie kochał. Wystukałam na telefonie numer mężczyzny, a gdy odezwał się głos, zignorowałam go i szepnęłam:

- Do widzenia. Kocham cię. Mimo wszystko.
Ostatnie opakowania leków nasennych i uspokajających poszły w ruch. Połknęłam je wszystkie, popijając cholernie zimną wódką. To koniec.
~~~~~~~~~~
Wybaczcie za tak dużo prologu w tym odcinku, ale by wyjść na przysłowiową prostą musiałam wrócić do punktu wyjścia. Tym samym informuje Was, że jestem w trakcie pisania dwunastego i przedostatniego odcinka (nie licząc epilogu) tego oto bloga. Myślę, że liczba rozdziałów podpowie Wam o kim będzie moja następna historia ;))

Wszystkie autorki, które poprosiły o Czytankach na ocenę: proszę bądźcie wyrozumiałe dla biednej J., która za trzy tygodnie ma egzamin, napierdziela z powtórkami, dodaje rozdziały, gra, śpiewa, tańczy, staje na głowie i nie wiem co jeszcze. Wszystkie oceny zostaną dodane do końca miesiąca kwietnia na pewno, podejrzewam, że nawet wcześniej.

 

wtorek, 26 marca 2013

Rozdział 10





 "Dzieci potrzebują ciepła wielkiej miłości, żeby być ludźmi."
~Phil Bosmans

31.05.2013

Miała rację. Musiałam z tym wygrać. Dwa miesiące bez rozmów z Marcinem i Michałem minęły, a ja jako niemłoda przyszła matka opuściłam szpital psychiatryczny, który tak bardzo znienawidziłam, mimo, że poszłam tam z własnej woli. Powrót do pustego domu był dla mnie ciężkim doświadczeniem, tak samo jak pierwsze odwiedziny Natalii i Ani. Marcin nie przyszedł. Cieszyłam się, łatwiej było mi kłamać, odpowiadając na pytania córki:
- Mamo, co ty masz na brzuchu? Jak to? Z kim?
- Jak widać. - szepnęłam ironicznie. - Nieważne z kim. Będziesz miała rodzeństwo. Tylko to się liczy.
Nic nie mówiła. Objęła mnie, a ja rozpłakałam się. Jak powiedzieć swojej córce, że jest się ciąży z jej mężem? Jak w ogóle przeżyć taką ciążę? Ciążę której się nie chcę, ciążę której nie chce tatuś dziecka.
Pierwsze USG nie spowodowało u mnie nagłego pojawienia się niesamowitych uczuć do tej nieokreślonej istoty mieszkającej w moim brzuchu. Mimo prawie sześciu miesięcy ciąży nadal nie docierało do mnie, że po raz kolejny zostanę matką. Znaczy inaczej: rozumiałam, że zostanę matką, ale nie potrafiłam sobie wyobrazić tego dziecka, jako pełnoprawnego obywatela, żyjącego poza moim ciałem.
(...)
Sygnał telefonu rzadko się przerywał. W ciągu dnia Marcin dzwonił do mnie średnio sto razy, na szczęście nie przychodził, miał dużo wyjazdów z Reprezentacją. Michał w ogóle nie dzwonił, nie odzywał się.
(...)
21.07.2013
To jeszcze nie czas.

Krzyczałam. Przed oczami miałam ciemność, w okół krzątali się ludzie. Czułam, że konam, że nie wytrzymam. I nagle wszystko się skończyło. Ból ustał, a obok słychać było cichy płacz. Ciemność rozpłynęła się, a położna podała mi niesamowicie maleńką i czerwoną istotkę. Dziecko. Mojego syna.
(...)

29.08.2013
- Dlaczego mi nie powiedział? - zapytał Marcin, zaraz po tym gdy wpuściłam go do mieszkania.
- O czym?

- O dziecku.
- Twoja żona wiedziała od maja.
- Powiedziała mi dzisiaj. Czyje?
- Nie twoja sprawa.
Franek zaczął płakać, więc ja rzuciwszy krótkie "Spierdalaj", poszłam do pokoju by go uspokoić. Wzięłam synka na ręce, a on od razu się uspokoił. Odłożyłam go do łóżeczka, a on spojrzał na mnie tymi wielkimi stalowymi oczami i uśmiechnął się. Trudno uwierzyć, że wcześniak może być tak rozwinięty. Odwzajemniłam uśmiech i pochyliłam się, żeby podnieść pierścionek, który leżał na ziemi, w tym momencie usłyszałam głos:
- Jest mój, prawda?
Podniosłam się i odwróciłam:

-  Czy moje pożegnanie było zbyt subtelne?
- Powiedz mi. Jest mój?
Westchnęłam. Trudno było nie zauważyć, aż dziwne, że Natalia się nie zorientowała, mimo że często mnie odwiedzała. Może miał mój kształt twarzy, ale ciemne włoski i stalowe, nieprzeniknione oczy zdradzały tożsamość tatusia.
- Jak widać. 
(...)
Nie pamiętam zbyt wiele, może z wyjątkiem latającej bielizny,cichego "Kocham cię" wyrywającego się z ust podnieconego mężczyzny i milczenia rozżalonej kobiety. . No i tego, że Franek miał wyczucie i nie przeszkadzał rodzicom. Niestety.
~~~~~~~~~~~ 
Wiem, że jestem cholernie zła, odcinek miał być dawno. Wybaczcie. Obiecuję, że do połowy kwietnia wlecą trzy ostatnie rozdziały i prolog , może nawet wcześniej ;)
Potem zabieram się za nowego bloga, a tym czasem zapraszam tutaj: http://smerfiastyczneczytanki.blogspot.com/
Jest to mój nowy blog, dzięki któremu obiecujący "pisarze" z naszego środowiska będą mogli poddać się krytyce, a także rozpowszechnić swoje dzieła ;)

Faustyna, notka dotycząca twojego bloga znajdzie się u mnie w ciągu najbliższych dni ;)

Latającą bieliznę i dużo Marcina dedykuję Natalii, która z utęsknieniem czeka na Winiara, więc niech czeka ;P