"Gdyby tak wszystkie żony zabijały wszystkich mężów i kochanków, na ziemi
nie zostałby ani jeden mąż i kochanek, bo to często są ci sami."
~ "8 kobiet"
19.09.2012
Była godzina czternasta zero siedem. Zawsze będę pamiętać. Dzwonek do drzwi. Nie patrzyłam przez judasza, otworzyłam na ślepo. Witałam Natalię dość wylewnie, uśmiechałam się sarkastycznie do Marcina. Kilkanaście minut rozmowy, piliśmy kawę. Koło piętnastej Natalia poszła do łazienki.
- Przepraszam. - głos mężczyzny bębnił mi w uszach.
- Nie masz za co. Byłeś pijany. - wyszeptałam, uciekając przed jego wzrokiem.
- Byłem, ale co z tego, skoro moje słowa był całkiem świadome?
Wodził za mną wzrokiem, nie pozwalał, żebym uciekła. Zaczęła się gra. Gra o wszystko.
- Jesteś mężem Natalii. Moim obowiązkiem jest wybaczyć, twoim już więcej nie myśleć o mnie w ten sposób.
- To trudne.
- Wcale nie. - szepnęłam zrezygnowana - Nawet mnie nie znasz.
- Tak na prawdę jej też nie znam.
- To nic nie zmienia. Wziąłeś za nią odpowiedzialność.
Usłyszeliśmy spuszczanie wody w toalecie. Nachylił się nad moim uchem, wyszeptawszy ostatnie słowa:
- Spotkajmy się dzisiaj o ósmej w Lisette, na pewno wiesz, gdzie to jest.
Nie zdążyłam odmówić, Natalia wróciła. Kolejne minuty rozmowy, w końcu wyszli. A ja zostałam sama uwikłana w jakąś chorą historię.
(...)
Andrzej wyszedł dwie godziny wcześniej. Nazwał to spotkaniem biznesowym, miał wrócić nad ranem. Weronikę łatwo było okłamać, ze idę na babski wieczór do kumpeli. Wcisnęłam się w uroczą sukienkę, pociągnęłam usta czerwoną szminką, pindrzyłam się przed lustrem godzinę. Nie wiem dlaczego, nie wiem po co. Cholerny instynkt wziął górę nad sumieniem. Otulona w sweter, chybotałam na szpilkach, powoli schodząc po schodach. Dawno tak nie wyglądałam. Dawno nie zadbałam o siebie. Po co? Czy na prawdę chciałam mu powiedzieć, że nie chce żeby przerywał moje spokojne życie? Idiotka. Wiedziałam, że to się tak skończy, udawałam, że chcę to rozwiązać. Nieprawda. Nie chciałam tego rozwiązać, chciałam tylko poczuć, że jestem kobietą, że mogę być piękna i kochana, że ktoś może mnie pragnąć.
(...)
Witał mnie, a ja się nie cackałam. Usiadłam i prosto z mostu zapytałam:
- Czego chcesz?
- Wiesz czego.
- Nie znasz mnie, jesteś mężem Natalii, ja mam męża... Chcesz więcej powodów?
- Nie, bo to nic nie zmienia. Strasznie mnie pociągasz, działasz na mnie jak magnez... Chcesz więcej powodów? - powiedział uśmiechając się łobuzersko.
- Nie przedrzeźniaj mnie.
- Nie przedrzeźniam.
- Wiesz, ta rozmowa chyba nie ma sensu... - próbowałam wydusić, lecz po chwili przerwałam. Spojrzałam w głąb sali i zobaczyłam mojego własnego męża, "na spotkaniu biznesowym" z jakąś zgrabną niunią. Nie byłby to problem, gdyby nie fakt, iż persona ta siedziała na kolanach Andrzeja, wpijając się w jego usta. Wściekła spojrzałam na męża jeszcze raz, a potem na Marcina. Kolejne słowa same nawinęły mi się na język:
- Masz wynajęty pokój?
Uśmiechnął się.
- Jasne.
- Pełna dyskrecja?
- W stu procentach.
Nie zastanawiałam się. Pociągnęłam Marcina za rękę, tak, ze mignęliśmy Andrzejowi i jego dziuni przed oczami, a potem wszystko samo się potoczyło. Nie pamiętam jak doszliśmy do pokoju, nie pamiętam rozrzuconych ciuchów. Niczego nie pamiętam.
(...)
Był środek nocy, leżał koło mnie, spał. A ja wpatrzona w sufit płakałam. Po prostu. Dlaczego byłam taka jak Andrzej i dlaczego on mi to zrobił? Dlaczego tak potraktowałam moje dziecko? Obudził się.
- Luiza? Lu?
Wzdrygnęłam się. Nerwica nigdy mnie nie opuszczała. Nienawidzę mojego imienia, ale pierwszy raz usłyszane zdrobnienie też nie przypadło mi specjalnie do gustu. Ujdzie. Nie będę go uświadamiać. Gdy przyjdzie pora sam będzie wiedział, że jestem po prostu Lulu.
- Żałuję. - szepnęłam, wycierając kolejną łzę.
Wzdrygnęłam się. Nerwica nigdy mnie nie opuszczała. Nienawidzę mojego imienia, ale pierwszy raz usłyszane zdrobnienie też nie przypadło mi specjalnie do gustu. Ujdzie. Nie będę go uświadamiać. Gdy przyjdzie pora sam będzie wiedział, że jestem po prostu Lulu.
- Żałuję. - szepnęłam, wycierając kolejną łzę.
- Nie żałuj. Było pięknie.
- Było. Ale wyjdziemy stąd, zapomnisz o mnie, a ja zostanę z wyrzutami sumienia.
- Nie, nigdy cię nie zostawię. Luiza, jesteś najwspanialszą kobietą jaką kiedykolwiek spotkałem. Chcę być twoim przyjacielem, a jednocześnie chcę by było tak jak dziś. - Marcin wpatrywał się we mnie, a ja znów zatonęłam w jego stalowych tęczówkach. Chwila zastanowienia. Wreszcie powiedziałam:
- Obiecaj mi, że to pozostanie naszą tajemnicą. Obiecaj mnie, że nie zostawisz mnie, nigdy. Potrzebuję cię. Wszyscy mnie opuścili. Ja... ja chcę być znowu kobietą, chcę znowu żyć. Obiecaj mi to. Będę tą drugą, nie musisz mnie kochać, nie musisz poświęcać mi każdej chwili. Po prostu bądź i uratuj to co ze mnie zostało. Błagam.
Nie zastanowił się, nie pomyślał, że podpisuje pakt z diabłem. Nie zawahał mu się głos. W moich uszach pozostało dźwięczne:
- Obiecuję.
Dziewczyno! Genialnie piszesz! *-*
OdpowiedzUsuńCały epizod przeczytałam jednym tchem!
Świetny, naprawdę! Masz wielki dar. ;-)
Od razu zabrałam się za czytanie, kiedy dostałam powiadomienie. Te nieprzespane noce robią jednak swoje. :)
OdpowiedzUsuńCholera, co ta Luiza wyczynia? Może i widziała męża z jakąś panienką, ale to nie powód, aby pójść w jego ślady, na dodatek z drugą połówką jej córki! Oj, polecą głowy, gdy wyda się chociaż drobiażdżek z tej pajęczyny problemów.
Będę odwiedzać. :)
No bo Luiza, to postać egoistyczna, raczej negatywna ;) Ale tu rozpisywać się nie będę, zobaczysz później ;)
Usuńblog jest całkiem fajny! i jestem w 99,9 procentach pewna, że piszesz o Możdżonku, tylko czemu ja się idiotka dopiero teraz skapnęłam?
OdpowiedzUsuńzapraszam do odwiedzania i czytania mojego bloga: http://stara--milosc--nie--rdzewieje.blogspot.com/