piątek, 18 stycznia 2013

Rozdział 4


"Dobrze, że nie ma człowieka bez wad, bo nie miałby on przyjaciół"
~ William Hazlitt

5.10.2012

Wnętrze samochodu. Rozpędziliśmy się do stu czterdziestu, jechaliśmy jak najszybciej by ukraść jak najwięcej czasu dla siebie. Łatwo oszukiwać naszych współmałżonków. On skłamał, że zgrupowanie, ja powiedziałam, że jadę do rodziców, co i tak nie miało znaczenia,  bo Andrzej każdy weekend spędzał na "szkoleniu". Nie spędzałam z Marcinem zbyt wiele czasu. Kradłam każdą minutę z nim: gdzieś tam kwadrans po jego treningu, czasem pół godziny, gdzieś przypadkiem. Dlatego ten weekend był dla mnie taki ważny. Około czterdziestu ośmiu godzin z nim było warte więcej niż dwadzieścia lat z moim mężem. Każda chwila z nim, każda wiadomość, każda minuta rozmowy była bezcenna. Nie chodziło o seks. Był dla mnie kimś więcej niż kochankiem. Był dla mnie przyjacielem. Nasze spotkania opierały się na rozmowach, uśmiechach, i na patrzeniu. Bo kochałam na niego patrzeć.
(...)
Warszawski hotel. Przemykaliśmy się do pokoju, żeby nikt nas nie widział, oddzielnie, żeby nikt się nie domyślił. Doszłam do apartamentu, a on stał przed drzwiami z bagażami. Pusty korytarz. Nie bałam się. Wystarczyła chwila by zatopić się w jego wargach. Nagle usłyszeliśmy szczęk zamka. Olaliśmy to, spragnieni chwili w swoich objęciach. Z pomieszczenia wybiegła kobieta, krzycząc:
- Mam dosyć życia z tobą, wracam do domu, biorę Olka i wyprowadzam się do Janka!
Usłyszałam plask i stukanie obcasów o posadzkę. Oderwałam się od Marcina i zobaczyłam najprawdziwszego Michała Winiarskiego z odbitą czerwoną dłonią na twarzy i wpatrującego się w nas z przerażeniem w oczach.
(...)
Usiedliśmy w barze hotelowym, wszyscy zdenerwowani, nie odzywaliśmy się do siebie, aż w końcu Michał powiedział:
- Nie mówcie nikomu. Nie chcę, żeby wiedzieli, że, że... Moja żona rzuciła mnie dla jakiegoś palanta.
Marcin uśmiechnął się do kolegi i szepnął:
- Nie piśniemy, ani słowa. Ale obiecaj, że nie powiesz nikomu o tym, że widziałeś mnie i Luizę razem.
- Jasne, ale...jak to się stało? Myślałem, że kochasz Natalię, jesteście małżeństwem niecały miesiąc...
Marcin bez skrupułów przerwał mu, tłumacząc wszystko od początku do końca. Winiarski był ewidentnie zniesmaczony całą tą sytuacją, jednakże czekał w milczeniu, aż Marcin skończy swoją jakże szumną przemowę. I skończył, szepcząc:
- Bo widzisz, ja po prostu kocham Luizę.
Serce zabiło mi mocniej. Nie wiem dlaczego. Czy chodziło o uczucia, a może o fakt, że ja sama widziałam w nim przyjaciela, towarzysza, nie ukochanego? A może chodziło o to, że była, wzruszona tym faktem, że ktoś jeszcze może czuć do mnie coś więcej niż sympatię? Nie wiem. Nie byłam pewna sowich uczuć, ani tego czy kocham Marcina. Minęło za mało czasu by wiedzieć czy coś do niego czuję. A zresztą nie powinnam do niego nic czuć. Samo zbliżenie się do niego było tak wyrachowane i tak nieuczciwe, że stwierdziłam, iż jestem maszyną bez uczuć, która nie potrafi kochać. A jednak... Gdy usłyszałam jego słowa, coś się we mnie poruszyło, poczułam motylki w brzuchu jak nastolatka. Popłakałam się. Dwa głosy jednocześnie zapytały:
- Co się stało?
- Jestem skończoną dziwką. - szepnęłam.
- Wcale nie. - oburzył się Marcin głaszcząc mnie po policzku.
- Ja tak sądzę i twój przyjaciel też, więc chyba nie mamy wątpliwości.
- Wcale tak nie sądzę. - przerwał nam Michał, a my zdziwieni zwróciliśmy głowy w jego stronę. - Myślę, że jesteś po prostu zagubiona.
Dzwonek telefonu Marcina doprowadził nas do otrzeźwienia. Przez chwilę rozmawiał z kimś, a potem rozłączył się i rzucił:
- Muszę jechać. Natalia rodzi.
Poderwałam się z przerażeniem krzycząc:
- Jedziemy!
Marcin zmusił mnie, żebym usiadła mówiąc:
- Uspokój się! Lu, posrało cię, musisz tu zostać.
Mimo woli skrzywiłam się, gdy usłyszałam to obrzydliwe zdrobnienie, ale udawałam, że wszystko okej i zapytałam:
- Niby dlaczego?
- Jeśli wrócimy razem, to bez problemu zorientują się, że coś jest nie tak. Zostań, załatwię Ci transport.
- Ja ją odwiozę.- wtrącił Michał.
- CO? - zapytaliśmy oboje zdziwieni.
- Tak. Z Częstochowy do Kędzierzyna jest dziewięćdziesiąt kilometrów, to nie tak daleko w przypadku takiej odległości i tak nie ma różnicy. Tylko ja pojadę dopiero w niedzielę, bo moja żona będzie zabierać rzeczy w weekend.
- Ok, nie ma problemu, tylko czy jesteś pewien, że możesz?
- Jasne, to żaden problem.
- To dobrze, Lu, ja muszę lecieć.
Pocałował mnie i wybiegł z sali. A ja mimo woli znów się skrzywiłam.
- Dlaczego masz taką minę, gdy on mówi do ciebie Lu? - zapytał Michał.
- Nie cierpię tego.
- Dlaczego?
- Brzmi jakbym była prostytutką z amerykańskiego westernu.
- To jak do ciebie mówić?
- Luiza albo Lulu.
- Lulu?
- Tak właśnie. Luiza Lusowiak, jeszcze z czasów szkoły.
- Dobrze, więc miło mi cię poznać Lulu.
- A do ciebie jak mówić? - zapytałam.
- Po prostu Michał.
- Mimo cię poznać Poprostumichał. - powiedziałam ze śmiechem.
Roześmiał się. Coś w jego oczach budziło zaufanie. Coś sprawiło, że zwierzyłam mu się z tego wszystkiego. Mijały kolejne godziny, a my rozmawialiśmy, jakbyśmy znali się wiele lat. Po prostu. Chyba znalazłam przyjaciela.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W nagrodę za poprzedni bardzo krótki rozdział i dość długi czas oczekiwania, rozpisałam się odrobinkę bardziej niż mam w zwyczaju. Czekam na wasze komentarze.

4 komentarze:

  1. Jak można było zostawić Winiarskiego dla innego? Nie no, to mi się nie mieści w głowie.
    Oj Marcin, Marcin, żebyś ty się nie zaplątał w tych uczuciach. Kochasz Luizę, ale co z Natalią?
    I najważniejsze - co Lulu o tym wszystkim sądzi?
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja także nie rozumiem, jak mogła zabrać Oliwiera i zostawić Michała.. Jestem pewna, że Winiarski będzie bardzo dobrym przyjacielem i nie raz pomoże Lulu, chociaż, może się mylę...?
    Czekam na następny :)
    Zapraszam na dziesiąty rozdział na http://as-prosto-w-serce.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. jak można zostawić Winiara i te jego piękne oczy?! Jak?! Ale ty tu plączesz w tych uczuciach. Pogubić się można!

    OdpowiedzUsuń
  4. WOW .... przeczytałam wszystkie rozdziały .... chore i poplątane, ale właśnie to w tym wszystkim mi sie podoba! naprawdę zrobiło na mnie wrażenie. Mocne, ale nad wyraz prawdziwe.

    OdpowiedzUsuń